4 czerwca
z Sebastianem postanawiamy spróbować się w Sosnowcu na drugiej edycji rajdu
przygodowego, zorganizowanego przez Silesia Adventure Sport. Pogoda zapowiada
się pięknie, humory dopisują, nawet pomimo potężnego niedospania 50% teamu.
Trasa Profi czeka. Trochę biegania, trochę kajaku, rower, dla ochłody obiecany
basen. Czego chcieć więcej? Zapowiada się przyjemna sobota…
Po
krótkiej, a jak zawsze wesołej odprawie technicznej, rozdaniu map z opisami
punktów i zadań, zespoły z trasy Profi
rozpoczynają od logiczno-matematycznej gimnastyki. Na gwarnym przed chwilą
boisku zapada cisza, cisza przed burzą. Pochylamy się z Sebastianem nad swoim
karteluszkiem… znaki układają się same. Z kompletem map, na etap biegowy
ruszamy pierwsi. Po chwili dobiega do nas mix Nutria Adventure Team i w ich
towarzystwie poruszamy się do piątego pkt, zwiedzając leśno-piaszczyste rejony
miasta. Do tego momentu orientacja idzie płynnie, punkty padają szybko. Punkt F
podbijamy już samotnie, przez chwilę stresujemy się, że to z powodu nadrobienia
drogi w lesie. Za plecami, na horyzoncie majaczy nam tylko Chop Ze Żelaza Triathlon Team. Czyżby Nutria
aż tak bardzo nas wyprzedziła?
Jednak na
etapie kajakowym meldujemy się pierwsi, co potwierdza Marcin polujący na
uczestników z aparatem fotograficznym. Najpierw 100 m pod prąd po punkt, potem
już tylko 3 km intensywnego wiosłowania z nurtem Białej Przemszy, która
odcinkami prawie górskimi zapewnia odrobinę większą rozrywkę. Na wysokości bazy
wyczołgujemy się z kajaka i przez chaszcze tak samo wielkie, jak wszędzie
dookoła, targamy nasz środek transportu do bazy, by wymienić go na rowery. Świadomość
przewagi dodaje mocy w deptaniu po pedałach, wypadamy do drogi. Duży ruch
sprawia, że jezdnię decydujemy się przekroczyć kawałek dalej po pasach, co w
konsekwencji narzuca nam dalsze poruszanie się wschodnim brzegiem Białej
Przemszy. Trójkąt Trzech Cesarzy, wg mapy czekający na zachodnim brzegu, nie
wydaje się być problemem, wszak niedaleko punktu jest most. Nieco nadpalony,
nieco spróchniały, zdecydowanie zamknięty, ale jest… Docieramy, przeprawiamy
się na drugi brzeg, wyłaniamy z krzaków i oczom naszym ukazuje się… Przemsza.
Nie Biała, tylko Przemsza właśnie. Obie rzeki łączą się, tworząc rzeczywiście
całkiem przyjemny dla oczu trójkąt, trójkąt z kolei kryje punkt. Jedyny problem
polega na tym, że stoimy na niewłaściwym brzegu. Spojrzenie w mapę utwierdza
nas w przekonaniu: nasz błąd. A czas ucieka... W spojrzeniu Sebastiana widzę
twardą decyzję…
- Nie. Za
głęboko i za silny nurt – mówię z żalem. Świadomi konsekwencji robimy tył
zwrot, po raz kolejny przekraczamy most, który pozostanie chyba moim ulubionym
(„Sebastian, czy ja ci mówiłam, że mam lęk wysokości?”), wyławiamy rowery z
krzaków i pędzimy do punktu prawidłowym wariantem. Zadanie logiczne po raz
kolejny zaliczamy zaskakująco szybko. Pędzimy ku pkt 3 czyli zadanie specjalne
w Laserhous, no a tam całkiem słuszna już kolejka.
- Co wy
tu robicie? Przecież mieliście taką przewagę! – pyta dosyć mocno zdziwiony
Marcin. No cóż, my też chcielibyśmy wiedzieć, co tu robimy. Szukając
pocieszenia dochodzimy do wniosku, że jednak lepiej popełnić babola na początku
trasy niż na końcu (w głowie ciągle Katowice): jeszcze powalczymy o podium. Trochę
rozluźniamy się na zadaniu, które okazuje się całkiem fajną zabawą, nawet pomimo
tego, że obydwoje „giniemy”.
Kolejny punkt,
niespodzianka przy jeziorku. Kręgosłupy trzeszczą, ale zaliczamy gimnastykę i
rzuty do kosza na 12 min kary. Pędzimy na mostek, szukać wysprajowanego
„Krzysia” bądź „Natalii”. Po drodze trochę zamieszania, kusi nas mniejszy
mostek i ukryty „Filip”, ale jednak drużyna z trasy rodzinnej przekonuje nas do
Natalki. Pędzimy po czwórkę, na której czeka kolejne zadanie: niespodzianka na
placu zabaw, tym razem gimnastyka i zmysł równowagi.
Po drodze czeka nas jeszcze zadanie
linowe polegające na przeprawieniu się na tyrolce przez Przemszę, zadanie
wspinaczkowe na Poziomie 450 w postaci kilkumetrowego trawersu – podział
obowiązków w zespole: pół na pół. W drodze na pkt 10 mijamy się z prowadzącym
mixem proFORMA. Strata ciągle duża…
Docieramy w końcu na długo
wyczekiwany basen, na którym zastajemy team Nutria Adventure. Do przepłynięcia 10 długości. Woda,
początkowo lodowata i nieprzyjemna dla przegrzanej skóry, na 3 długości już
tylko delikatnie chłodzi i orzeźwia. Z basenem rozprawiam się szybko,
najtrudniejszym zadaniem okazuje się wciągnięcie ubrań na mokrą skórę, ale brak
sentymentów w tej części zadania daje nam niewielką przewagę, z basenu
wyjeżdżamy na drugiej pozycji.
Przychodzi nam jeszcze policzyć okna na
muralu za Kiepurą, co dla niektórych teamów było lekko podchwytliwym zadaniem,
poczytać o misjach na przykościelnym krzyżu (okazuje się, że w nerwach i na lekkim
zmęczeniu „miesiąc” na opisie punktu wygląda tak samo jak „miasto”), szukać
litery na betonowym przęśle, zapamiętywać napis na kajaku (ścieżka? szlak? „emmmełłmmm kajakowy białej Przemszy” nie chciał przejść na
mecie), odkryć, że Strugi nie są elementem architektonicznym, wyklepać tyłek
pozbawiony pampersa na długim odcinku wysypanym tłuczniem, a wszystko
przeplatane kryzysem na linii głowa-układ pokarmowy o zmiennym nasileniu.
Zrezygnowanie z batonów i izotoników na 5 pkt przed końcem trasy ostatecznie
uratowało mi życie, a Sebastianowi zdrowie psychiczne. Gnamy po ostatni punkt.
Spojrzenie w mapę: dwa warianty: na skróty, torami i przez krzaki pod drogą S1,
albo bezpiecznie, ale naokoło, asfaltami. Chwila konsternacji… Pierwszy mix nam
uciekł dawno, trzeci siedzi na plecach – wybieramy wariant bezpieczniejszy.
Szybciutko kręcimy prawo, lewo, prawo, 500 m przed punktem mijamy się… z
prowadzącym mixem. Lekko w nas zawrzało, emocje uspokaja dopiero problem ze
znalezieniem lampionu. Po kilkuminutowym, skutecznym szarpaniu się w krzakach
ustalamy kierunek: baza. Wpadamy jako drugi team, czekamy tylko z odrobiną
niepokoju na podliczenie kar czasowych. Ostatecznie meldujemy się na drugim
stopniu podium. Przed nami proFORMA, dla których był to rajdowy debiut („ale
oni są z Sosnowca”), trzecie miejsce do mety dowozi Nutria Adventure Team.
Ogólnie wracamy zadowoleni. Trasa
fajna, tempo, pomimo kryzysu na końcu, całkiem dobre, założenia taktyczne
wykonane w 100%, nawigacja (prawie) bezproblemowa. A i zadania przypadły nam do
gustu bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz