środa, 22 czerwca 2016

Prolog

-Ale po co? - krzyknął.
Zatrzymała się w progu.
-Jak to "po co"? - popatrzyła na chłopca, ale na jego twarzy malowało się jedynie szczere zdumienie. 
Uśmiechnęła się delikatnie.
-Nie potrafię wytłumaczyć... - zaczęła niepewnie.
-Więc pokaż! - chłopiec był uparty. Zatuptał szybciutko małymi stópkami, podbiegł do szafy. Siłował się chwilę, by ją otworzyć, a potem szukał w jej głębokim, zabałaganionym wnętrzu. W końcu wyszarpał zakurzony plecak i wyprostował się w wyrazem tryumfu na twarzy.
-Spakowałem. Tak, jak zawsze opowiadałaś. A teraz pokaż mi!
Podeszła do niego, objęła delikatnie ramieniem.
-Dobrze. A więc chodź, pokażę ci, pokażę, co to jest Przygoda.
-Ale będzie też Droga? - w jego głosie wibrowało piskliwe, niewinne podniecenie.
-Tak. Będzie też Droga. I Pot, Zmęczenie, czasem Zniechęcenie i Strach. Będzie Walka, a po niej być może Zwycięstwo. - patrzyła na niego uważnie, ale jego oczy nie gasły ani na moment. Usta rozciągały się w coraz szerszym uśmiechu. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
-Więc chodźmy jak najszybciej. Nie pozwólmy Przygodzie czekać na nas.

Czy wam też zdarza się czasem myśleć, jak bardzo niewinne, dziecięce zabawy zdeterminowały wasze dorosłe życie? Czy okres dorastania to była Droga?
Coraz częściej wracam pamięcią do dzieciństwa spędzanego na wsi. Pięknej kieleckiej wsi, której zachodów słońca nie sposób równać z jakimikolwiek innymi. Nas, maluchów, było mrowie i chętnie wykorzystywaliśmy każdego dorosłego, który był gotów poświęcić nam odrobinę swego czasu, pracy i zaangażowania. Moją ulubioną zabawą była zabawa w Skarb.
Dostawaliśmy mapę, na której mniej lub bardziej zgrabną ręką namalowane było podwórko, łąka za płotem, sad, czasami nawet skrawek lasu. I szlak, którym musieliśmy poruszać się w poszukiwaniu wskazówek, zagadek, kolejnych fragmentów mapy, by ostatecznie dotrzeć do upragnionego Skarbu - zakopanej w ziemi lub ukrytej pod krzakiem szkatułki ze słodkościami.

Kilka lat później, oglądając Discovery Channel, obserwuję czteroosobowe zespoły pokonujące kilkusetmetrowe trasy, wyznaczone punktami kontrolnymi, prąc do przodu na przekór zmęczeniu z kompasem w ręce. Do dziś mam w głowie ten obrazek: idą obok siebie, z kijami trekingowymi, a dookoła tylko trawa, błękit nieba. I walka z czasem. Nie miałam wtedy pojęcia, że jest to jedna z pierwszych filmowych relacji z AR -Adventure Race, z rozmachem wkradającego się w sportowy świat.

Kilkanaście lat później staję po raz pierwszy, z Dawidem, na starcie Rajdu Czterech Żywiołów. Czeka nas treking, rower, kajak, mapa, kompas, mnóstwo kilometrów i potężny zimny prysznic już przy poszukiwaniu pierwszego punktu kontrolnego. Płoniemy żądzą Przygody, nie poddajemy się, tracimy godzinę, ale ostatecznie odnajdujemy perforator, którym czynimy zaszczyty na karcie startowej. Ostatecznie pokonuje nas noc, brak doświadczenia, słabe czołówki. Schodzimy z trasy nie tyle pokonani, co zawiedzeni. Nienasyceni. Gdzieś w kącie głowy wiem, wiem, że to dopiero początek. Że ja tu jeszcze wrócę...

Zapraszam na bloga, na którym poznacie moje AR. Ale nie tylko...
Od lat szukałam miejsca, w którym będę mogła podzielić się z Wami Życiem, Smakiem, Pasją.
Dla mnie to sport. Góry. Przygoda. Walka z własną słabością. Wolność. A czasem i zdjęcie z Podróży.

1 komentarz: